04.2020-10.2020 Ponieważ w tamtym roku nie było tu znaku życia, nadrabiam małą aktualizacją... 2020, panował ogólny chaos, postanowiłem więc podłubać sobie przy podwoziu, by przedłużyć trochę życie tego 330Ci. Sama w sobie płyta podłogowa trzyma się bardzo dobrze, po zdjęciu zawieszenia i baku nie było tragedii. Najgorzej wyglądały elementy przykręcane, jak wahacze czy wózek dyfra. Po rozebraniu wszystkiego do wysokości skrzyni biegów, śruby, nakrętki, elementy mechanizmu ręcznego i inna drobnica trafiły do cynkowania. Ok 10% elementów nie przeżyło kąpieli w kwasie. W tym momencie zrobiłem też błąd, oddając zaciski hamulcowe do cynkowania przed malowaniem. Sądziłem, że można malować proszkowo na ocynk, a jednak odmówiono mi w 2 miejscach tłumacząc, że w czasie "wypiekania" farba nie chwyci. Zostałem więc z zaciskami z warstwą ocynku grubości 20μm. Ogólnie efekt mi się podoba, taka męska biżuteria :mrgreen: Elementy zawieszenia i osłony, po wywaleniu wszystkich tulei trafiły do piaskowania i malowania proszkowego. Mimo dominacji czerwonego koloru na zdjęciach, wahacze wzdłużne zostały jednak pomalowane ponownie na czarno. Niestety nie mam zdjęć z prac nad podłogą, ale... po umyciu chemią podwozia, ogniska rdzy zostały usunięte mechanicznie, następnie po odłuszczeniu trafił na to R-Stop, następnie dwie warstwy podkładu epoksydowego dwuskładnikowego od APP i na to wrzuciłem pistoletem masę z Sikaflex. Przewody hamulcowe były przygnite na wysokości baku, więc ułożyłem nowe. Dyfer nie był piaskowany, nie widziałem sensu by go rozbierać, dlatego został oczyszczony mechanicznie, na to r-stop, podkład dwuskładnikowy i... farba do zacisków, miałem żółtą pod ręką, więc taką. I tak pod podwozie nikt nie zagląda ;) I takie tam drobnostki, ogólnie satysfakcjonująca robota jeśli ktoś ma na to czas. Całość rozciągnęła mi się na jakieś 6 miesięcy, z czego 2 to oczekiwanie na elementy malowane proszkowo, które "zagubiono" :duh: . Bywało i tak, że przez tydzień nie miałem czasu by coś przy tym aucie zrobić. Przeważnie wpadałem na kilka godzin gdy miałem chwilę wolnego. Ogólnie jest to mordęga, wiele zapieczonych śrub, zespawanych tulei, czasem któraś śruba się ukręci i trzeba kombinować, 17 lat na drodze zrobiło swoje. Wszystkie elementy gumowe, tuleje, wpadły nowe - Lemforder lub Meyle. Nowe łożyska, piasty, wahacze poprzeczne, trochę nowych śrub, przewody hamulcowe i wiele wiele innych... Tanio nie było. Lepiej do tego nie doliczać własnych "roboczogodzin" ;) A to ciągle sama tylna oś i podłoga do wysokości skrzyni biegów. Plusy są takie, że tylna oś zrobiła się naprawdę cicha, a auto znacznie lepiej się prowadzi. No i satysfakcja przy składaniu nowych, czystych elementów, to były bezcenne chwile.