Taki mamy w PL klimat z tego co widzę. Szukam czegoś dla siebie i sprzedaję furę żony. Ogólnie masakra. Z jednej strony fura żony ma jakieś tam mankamenty, które są opisane w ogłoszeniu i przez telefon również wyjaśniam jak dokładnie sprawa wygląda. Cena jest adekwatna do tego co nie bangla w samochodzie. Ludzie przyjeżdżają bo tanio, po drodze dostają amznezji i wytykają te same rzeczy o których już wiedzieli i chcą jeszcze cenę targać o drugie tyle co jest niższa od średnij. Albo macają czujnikami "Panie - szapchlu tu jest - 300 mikronów". I co zrobić? Chyba trzeba odpicować, spolerować i wystawić w górnej cenie otomoto :roll: Bez picowania chyba ciężko sprzedać, ludziska mimo, że kupują używaną furę to żyją w jakimś dziwnym przeświadczeniu, że to nówka sztuka ma być, co na hamowni kilometry zrobiła. Z drugiej strony dzwonię szukając czegoś dla siebie, mam świadomość bolączek używanych BMW, pytam co i jak po kolei - "no igła Panie, wszystko super" przebieg oryginał, VINu nie poda bo "ochrona jakichś danych czy coś", to już zapala lampę, ale jak mam okazję i jest mi po drodze to jadę i a na miejscu z silnika się leje, vanos klekocze, skrzynia się wiesza, a do tego na pierwszy rzut oka widać, że malował jakiś magik pod blokiem. Ze zdrowym podejściem czasem się udaje z takimi pogadać, obraz przedstawia się taki, że muszą ściemniać bo inaczej zainteresowania brak. Reguła chyba taka, że wystawia się bezwypadek z książką np za 25000 + opłaty, na wejściu opłaty już wliczone, a na wyjściu to i za 18000 chcą sprzedawać... :mad2: Taki mamy klimat.