Skusiło mnie niskie spalanie 2.0d na początku . Zajmuje się detailingiem i jeden z klientów namówił wbrew moim zasadom żeby przed serwisem folii pokorzystal z jego auta. Nie lubię tego robić i unikam jak ogarnia ale byłem ciekawy jego m440i. Pojeździłem w nocy i przepadłem… wcale nie potrzebowałem jeździć 200+ . Motoryzację albo się czuję na dupie albo nie. Gdy wsiadam do aut francuskich czy już niestety koncernów vag to jakoś po prostu czuję się jak w środku transportu lub przemieszczania się. Nie ma tego wow. A przyspieszenie na prostej mnie średnio kręci. Natomiast w BMW poczułem coś innego. Coś jak kiedyś w 911 w manualu namiastkę tego. I się zaczęło. Przemyślałem że z moimi przebiegami rzędu 12-14 k km max oszczędność paliwowa jest niska i niezbyt znacząca w budżecie . Wpłynęło na pewno na mnie to, że moje dotychczasowe auto to było 333 konne s5 i zawsze człowieka ciągnęło do tego sportu…
Zdziwiło mnie, że b58 ma dół jak diesel z dużą ilości nm a po przekroczeniu większej ilości obrotów nadal ciągnie .
Mieszkam z dala od dużych aglomeracji, moją ulubioną porą na jazdę to niedziela 4.00 gdzie na drogach nie ma ruchu praktycznie w ogóle. Wtedy można się wyżyć, trójka z przodu jeśli chodzi o wiek i stąd dawno przestało mi zależeć na czyimś zdaniu.