W każdym kraju, w którym relacja zarobków do mocy nabywczej ma rozsądny stosunek sytuacja będzie wyglądać podobnie. Samochód jak każda inna rzecz się w końcu zużyje - to, że my mamy takie podejście, a nie inne, i traktujemy samochody jak świątynie wynika w głównej mierze z tego, że nadal posiadanie dobrego, nowego samochodu w interesującej konfiguracji jest w naszym pięknym kraju przywilejem nielicznych, a nie normą. Przeciętny kowalski ślini się na widok 10 letniej 3er albo innego a4 jakby zobaczył epickie cycki przed nosem bo po prostu nowy jest poza jego zasięgiem i kupi każdy szmelc byle ładnie wyglądał i był w osiągalnej cenie (a jak nie od niemca, to skorzysta z rewelacyjnej oferty "auta ze stanów" albo innego dostawcy jakich jest multum). A to, że wymarzone 335d w F30 będzie zostawiać 4 ślady na śniegu w zimę albo, że będzie nosić ewidentne ślady bytowania po dach w wodzie? A kto by się tam detalami przejmował, przecie jeździ.
Natomiast to, że ludzie nie dbają o samochody i wymieniają olej jak potrzeba (bo mi się kompjuter panie zaświecił) ma miejsce i u nas - jeżeli kogoś stać na to, żeby to auto wymieniać w rozsądnych przedziałach czasu, przed końcem gwarancji, to będzie miał głęboko w d... to czy kolejnemu właścicielowi w 10 roku eksploatacji wyjdą bokiem jego zaniedbania serwisowe - jego nadal będzie stać na nowe, które będzie jeździć do końca kolejnej gwarancji 🙂 Temat trochę podobny do wyciągnięcia nowego telefonu z pudełka - na początku dbasz i chuchasz i dmuchasz, naklejasz szybki, kupujesz obudowy, żeby broń Boże się nie porysowało... ale jak już masz ten sam telefon 4 rok i przypadkiem spadnie i porysujesz szybkę - no to już tak nie boli, prawda? Przecie i tak trzeba kupić nowy w końcu...