Tym razem mój osiołek zwiedził Włochy. W sumie 3600 km, średnie spalanie 6.5.
O bagażniku już kiedyś wspominałem, nie jest specjalnie praktyczny, po każdym wyjeździe mam twarde postanowienie zakupu dedykowanych toreb podróżnych.
Chyba się powoli starzeję, bo nie chce mi się już od strzała lecieć 1000+ km, postój i nocleg gdzieś w połowie trasy dobrze nam zrobił, zwłaszcza, że wyjazd był w piątek po południu tym samym korki w cenie wyjazdu 🙂
Włosi mają słabe drogi, warto uważać przy niskim profilu.
Mnie się przytrafił defekt tylnej prawej opony..
Na tym zadupiu (rejon Marche - Urbania), w którym mieliśmy wynajęty dom, łatwo nie było znaleźć kogoś kto szybko sprowadzi rozmiar 255/35/19.
Włosi do tego nie ułatwiają sytuacji pracując od 8-12, w sumie to im się nie dziwię, bo przy tych temperaturach nie byłbym w stanie trzeźwo myśleć.
Na nic nie najechałem, nie wpadłem w żadną dziurę, zwyczajnie przy autostradowej prędkości było płynne zagłębienie i to dobicie wystarczyło żeby przy rancie przestało trzymać.
Splitter tym razem przetrwał, bo zeszłoroczne wakacje dały mu radę 🙂
Choć garaże podziemne pod kilkoma hotelami wydawały się nie do przejścia. Finalnie wszystko w całości wróciło do domu :)
Z obserwacji stwierdzam, że Włosi mają jeszcze bardziej wywalone na ograniczenia.
Zwłaszcza wjazd do Włoch zaraz po Austrii jest zauważalny. Ograniczenie do 80 na autostradzie to luźna sugestia, nic zobowiązującego.. mało kto zwalnia poniżej 150 :)